Od kilku miesięcy pod okiem skocznej i pełnej wdzięku Trenerki Dorotki wyrabiam kondycję. Ćwiczę razem z innymi paniami w Klubie Fitness.

Postanowiłam poprawić sprawność i koordynację, a może nawet sylwetkę. Te marzenia świetnie spełnia przygotowująca ciekawe układy instruktorka. Mimo, iż często „dostajemy w kość", to dla takich chwil, wyciskających pot, warto chodzić na zajęcia. Przy muzyce tańczymy, skaczemy... używamy też różnorodnych rekwizytów gimnastycznych. Tworzymy takie fajne, aktywne grono, a do realizacji ambitnych celów motywuje nas wspaniała Trenerka, która wygląda jak modelka. Z wielką pasją wykonuje wszystkie ćwiczenia, a radość wprost z niej emanuje. Gibka, serdeczna, roześmiana, ale czujna i zdyscyplinowana. Oczywiście nas dyscyplinująca, ale za dobrze wykonane zadania dobrym słowem nagradzająca. Taka forma spędzania czasu obecnie jest czymś normalnym i popularnym wśród kobiet. Na ostatnich wygibasach przypomniałam sobie, że wiele lat temu prowadząc na łamach „Kurka Mazurskiego" rubrykę „Między nami kobietami" w 1993 roku napisałam taką, gimnastyczną humoreskę, którą pozwolę sobie zacytować:

WYGIBASY

    Wczesna pora i dobrze przespana noc nie eliminowały zmęczenia i senności. Kaprysy nieustabilizowanej aury sprawiły, że czas po pracy, mijał mojej koleżance na dreptaniu w miejscu. Nie potrafiła zapanować nad ociężałością i ospałością, a uporczywe ziewnięcia wykrzywiały jej usta. Korzystając z nieobecności domowników leniuchowała, próbując czytać gazetę i gdyby nie ogłoszenie: „Czujesz się zmęczony, ociężały, ospały? Zgłoś się do nas! W mig przywrócimy twojemu ciału gibkość! Pierwsze spotkanie (...)", pewnie zasnęłaby nad lekturą. Zerwała się z miejsca, spojrzała na zegarek, a stwierdziwszy że do wyznaczonej pory brakuje pół godziny, rzuciła się w wir niezbędnych przygotowań. Do sali gimnastycznej, której adres był podany w ogłoszeniu, trafiła szybko. Jednak na miejscu czekało ją rozczarowanie.

    - Wszystko się zgadza, tylko pomyliła pani dni i godziny. Ogłoszenie wyraźnie dotyczyło mężczyzn. Analogiczne, skierowane do pań znajdowało się we wczorajszej gazecie.

    - Trudno, przepraszam – bąknęła.
    - A czy ma pani ze sobą odpowiedni strój? - zatrzymał ją tym pytaniem.
    - Tak. Dresy na sobie i tenisówki w torebce.
    - Skoro więc już pani tu jest, to proszę dołączyć do grupy. Oni też są po raz pierwszy. Podział miał eliminować zrozumiałe skrępowanie. Ale w drodze wyjątku... - tłumaczył.

    Panów, chcących przywrócić swojemu ciału gibkość i sprawność było siedemnastu. Stanęła w szeregu i wspólnie ze wszystkimi wykonywała polecenie i demonstrowane przez instruktora wygibasy. I tak już zostało. Dwa razy w tygodniu, razem z kilkunastoma panami ćwiczyła. Nie czuła już zmęczenia i znużenia. Ale... mąż stał się czujny i podejrzliwy. Zmian u żony doszukiwał się w domniemanym romansie – te ciągłe wieczorne wypady, które trzymała w tajemnicy... Pewnego wieczoru, niechcący usłyszała:

    - I co synku, dokąd ta mama chodzi? Czy spotyka się z mężczyzną?

    - Nie tato, mama nie spotyka się z jednym mężczyzną...
    - Dzięki ci panie!
    - Tato, mama spotyka się z kilkoma mężczyznami!!!
    - Synku, co ty mówisz?! Następnym razem ja pójdę śledzić mamę.
    - Ale najpierw musimy kupić tobie kochanie trampki, wówczas zabiorę cię ze sobą. Już po pierwszej porcji ćwiczeń głupoty wywietrzeją ci z głowy.

    Wracając do rzeczywistości przyznaję, że teraz są wspaniałe czasy na wigibasy i pod okiem Dorotki Trenerki i my przemieniamy się, w takie jak ona, modelki.

    Grażyna Saj-Klocek

Trenerka jak modelka