Mirosław L. ze Szczytna jest podejrzany o zabicie przed tygodniem 52-letniego Waldemara R. To w mieszkaniu podejrzanego mogło dojść do zabójstwa. Sąsiedzi zgodnie twierdzą, że już od dawna nie było tam spokoju.

Jeden cios wszystko zniszczył

NIKT NIE REAGOWAŁ

Do morderstwa doszło w sobotę 28 listopada. Po godzinie 20.00 przed klatką schodową bloku na ul. Odrodzenia ochroniarze z Pubu „9” natknęli się na ciało mężczyzny. Początkowo myśleli, że zasłabł, albo znajduje się pod wpływem alkoholu. Przechodzący obok ludzie nie zwracali na niego uwagi.

- Krzyknąłem do niego, żeby wstał, bo zamarznie, jednak nie zareagował – opowiada jeden z ochroniarzy.

- Nie zauważyłem u niego śladów krwi. Leżał skulony. Wydaje mi się, że musiał tak leżeć przez dłuższy czas – dodaje. Zaniepokojeni mężczyźni wezwali karetkę i policję. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził zgon. Zmarłym okazał się mieszkaniec ul. Odrodzenia, 52-letni Waldemar R. W toku podjętych czynności policjanci zatrzymali trzech mężczyzn, którzy mogli mieć związek ze zdarzeniem. Po przesłuchaniu dwóch z nich zwolnili. W areszcie pozostał tylko 48-letni Mirosław L. Według ustaleń policji, to w jego mieszkaniu najprawdopodobniej doszło do zbrodni. Wiadomo też, że to właśnie w tym miejscu przebywał tuż przed śmiercią Waldemar R. W mieszkaniu funkcjonariusze zabezpieczyli ślady kryminalistyczne. Prokurator przedstawił Mirosławowi L. zarzut zabójstwa, ten jednak nie przyznał się do winy. Sąd Rejonowy w Szczytnie zastosował wobec podejrzanego trzymiesięczny areszt. Mężczyźnie grozi kara nawet dożywotniego więzienia.

UCIĄŻLIWY SĄSIAD

Mieszkańcy bloków na ul. Odrodzenia, gdzie mieszkali obaj mężczyźni, są zaszokowani. Przyznają jednak, że aresztowany Mirosław L. nie należał do łatwych sąsiadów. Z Waldemarem R. znał się od lat. Często razem spędzali czas, choć przyjaciółmi raczej nie byli. Według relacji sąsiadów, Waldemar R. nieraz pomagał Mirosławowi L. Oddał mu kiedyś stare meble i okno, gdy powybijali mu szyby. Obaj mężczyźni bardzo się od siebie różnili.

- Waldemar był spokojny, uczynny, a Mirosław impulsywny – słyszymy od jednej z sąsiadek. Jak mówią mieszkańcy, lepiej mu było schodzić z drogi. W jego mieszkaniu rzadko kiedy panował spokój. Sąsiedzi przed pójściem spać mieli zwyczaj odwieszać swoje domofony. Mogli się spodziewać, że w nocy ktoś do nich zapuka, albo zadzwoni. Pijani bywalcy imprez u Mirosława L. mylili piętra, drzwi i domofony.

- Schodzili się tu dzień i noc. Przyjeżdżały taksówki, wysiadały z nich jakieś kobiety. Towarzystwo często było pijane, załatwiało swoje potrzeby fizjologiczne na klatkach schodowych – wspomina jedna z sąsiadek Mirosława L. Podczas takich hucznych imprez 48-latek zwykle przypominał sobie o sąsiedzkich waśniach i wpadał na piętro, by kłócić się z sąsiadką, za którą nie przepadał. Mieszkańcy jednak nie wzywali policji. Jak mówią, przyzwyczaili się do tego specyficznego „folkloru”. Teraz, kiedy Mirosława L. aresztowano, wielu odetchnęło z ulgą.

STRASZNA TRAGEDIA

W innym tonie mieszkańcy wypowiadają się o zamordowanym.

- Wysoki, przystojny, bardzo grzeczny – charakteryzują go. - Widziałam go po raz ostatni na kilka dni przed śmiercią. Z daleka mi machał i krzyczał dzień dobry – mówi jedna z sąsiadek Waldemara R. Wspomina, że parę razy pomagał jej wnieść do mieszkania meble. Inna sąsiadka z tej samej klatki, na jego prośbę czasem opłacała mu rachunki, gdy pracował na budowie.

- Zostawiał mi wtedy na stole książeczkę opłat, pieniądze i czekoladę. Bywało, że pożyczał parę groszy, ale zawsze spłacał długi. Lubiłam go – mówi z płaczem kobieta. - Przykro mi, że stała się taka tragedia. Waldemar R. od dłuższego czasu mieszkał sam. Jego wieloletnia towarzyszka życia, Dorota, wyjechała do pracy za granicę. Mimo to oboje snuli wspólne plany na przyszłość.

- Jeden cios mordercy zniszczył życie moje i Waldka, moje marzenia i plany – mówi z żalem kobieta.

(kl), (łuk)/fot. M.J.Plitt