odcinek 210

Z całej krainy tysiąca jezior mazurskich natura obdarzyła Mieszczno i okolice kilkunastoma, urokliwymi trzeba przyznać, zbiorniczkami. Bo wielkie jeziora to raczej nie są chociaż parę osób wpadło na skuteczny pomysł, aby zakończyć w nich pobyt na naszym łez padole. I to nawet skutecznie. W samym Mieszcznie nawet dwa jeziorka da się obejrzeć, nie opuszczając progów ratusza. Od niedawna spacer nad Jeziorem Mniejszym może należeć do turystycznych atrakcji. Turyści w wieku zdecydowanie średnim, zwiedzający z sentymentu dla ojców dawne Prusy Wschodnie i urządzający poranne przebieżki nad Jeziorem Mniejszym mogą co najwyżej ponarzekać na pozostawione przez nocnych bywalców ławeczek butelki, puszki i inne śmieci. Poza tym są zauroczeni pięknem obciachowej, ale w rodzimym bawarskim stylu fontanny oraz równo przystrzyżonymi trawnikami. Dokładnie jak w ich rodzinnych cichych miasteczkach.

- Uroczo! – zarzekają się rześkim porankiem, kiedy po śniadaniu z karty nadjeziornego hotelu prężą obfite klaty w oknach, pozdrawiając fanów joggingu wracających z truchtu dookoła jeziorka.

Trzeba przyznać, że nie można marzyć o czymś bardziej pięknym. Ludzie przemierzają setki i tysiące kilometrów, żeby odetchnąć świeżym mazurskim i konkretnie mieszczneńskim powietrzem.

Można tylko zazdrościć mieszkańcom tej cudownej krainy, w której jak kiedyś napisał wieszcz narodu, dzisiaj z lekka oddalonego – Bóg zasnął odpoczywając po ciężkim trudzie tworzenia wszechświata.

Niestety, nie ma już na światowej piłce futbolowej miejsca, w którym można zapomnieć o problemach nurtujących nie tylko kilka wsi dookoła Mieszczna. Jest na przykład coś takiego co nazywa się recyklingiem czyli przetwarzaniem gówna albo innych produktów cywilizacji na składniki podobno dla natury obojętne.

Pan Poranek, właściciel uroczego pensjonatu nad Małym Jeziorem, a jednocześnie miejscowy baron Partii Władzy i Porządku z przyrodzonym spokojem przeglądał miejscową prasę. Ze spokojem popijał poranne espresso, przegryzając lekkimi, specjalnie pieczonymi rogalikami.

- W końcu jesteśmy w Europie – westchnął ciężko, przewracając strony gazety.

Nagle przyjrzał się bliżej jednej z informacji, zdjął i przetarł okulary. Niewielka w końcu notatka podniosła mu ciśnienie zdecydowanie powyżej poziomu dawno określonego przez najlepszych w Polsce doktorów.

- Oż k….. – wykropkujemy tu tekst zrodzony w umyśle Pana Poranka, nota bene polityka lokalnego największej partii opozycyjnej.

- To jakiś palant z Warszawy chce tu u nas pod nosem przerabiać stare opony na jakieś tam paliwa czy inne gówna do produkcji nie wiadomo czego, ale niezwykle smrodliwego? A niech sobie gdzieś na Ochocie czy w innym Wawrze uruchamia takie proekologiczne inwestycje! Im w tej zasyfionej smrodem Warszawie i tak już nic nie zaszkodzi!

Otrząsnął się z lekka, gdyż dokładnie wiedział co dla jego osobistych inwestycji w Mieszcznie i okolicach ta wiadomość może znaczyć. Ze zgrozą doczytał, że jakaś paniusia zajmująca się formalnie wielką sprawą ochrony środowiska pozytywnie oceniła projekt warszawskich cwaniaczków.

- Ciekaw jestem, ile ich to kosztowało? – zamyślił się przez chwilę – Zresztą ta cała formalna ochrona jest tak kretyńsko ustawiona, że nawet nie trzeba jej kupować – miał w końcu sam trochę doświadczenia w załatwianiu tego typu spraw.

- Wystarczy z odpowiednio z wysoka powołać się na właściwe kwity i już sraczki dostają!

- Cholera, kto to może uwalić? – zamyślił się przez chwilę. - Chyba tylko sołtys Boryński, bo z Toczkiem nie ma o czym gadać!

Długo nie trwało, gdy na klawiaturze telefonu znalazł właściwy numer.

- Witam szanowanego władcę naszej mazurskiej krainy! - zaczął jak zawsze konkretnie.

- Hmmm… - milczenie po drugiej stronie świadczyło, że nie najlepsze dla największej opozycyjnej partii wyniki europejskich wyborów wpłynęły też na kształt polityki lokalnej.

- Co tam słychać z tymi oponami, panie sołtysie? – Pan Poranek postanowił pójść na całość.

- Nie ma problemu, już dawno jeżdżę na zimowych – sołtys Boryński wygrał pierwszą rundę.

- Nie pieprz pan, chodzi o ten recykling w strefie, o ten smród na całe Mazury! – Pan Poranek poszedł na całość.

- Ha! – rozległo się w słuchawce – To i nawet w końcu Władza i Porządek zaczęła myśleć nie tylko o sobie? O mandatach i etatach! – rechot sołtysa spowodował dreszcz na plecach Pana Poranka.

- Ależ panie sołtysie! Ekologia, świeże powietrze, Natura 2000!

- Dobra, nie pieprz pan po próżnicy! – sołtys Boryński jak zawsze był konkretny – I bez was wiem, że te warszawskie cwaniaczki chcą nas w bambuko zrobić. Tylko obejrzyj się pan wokół siebie, dobra?

- Co pan przez to rozumie? – Pan Poranek z lekka się zdumiał.

- Popatrz pan kto tych warszawskich hochsztaplerów tutaj do na ściągnął i na tym chce interes zrobić. Nie musisz się pan za daleko od siebie oglądać! Ale gówno im z tego wyjdzie, ja sołtys to panu mówię!

Pan Poranek, chociaż polityk ponadlokalny, ukłonił się do słuchawki.

Marek Długosz