W ostatnich felietonach poruszyłem całkiem na poważnie kilka miejscowych tematów. Niekoniecznie przyjemnych.

Dziś wspomnieniowoNapisałem to, co miałem do powiedzenia i doczekałem się najrozmaitszych komentarzy. To akurat dobrze. Gorzej, że oto zwracają się do mnie mieszkańcy Szczytna, mniej lub bardziej mi znani, z poważnymi pytaniami dotyczącymi spraw miejscowych. Na każdy temat. Tymczasem ja naprawdę nie jestem osobą kompetentną. Nie mam nic wspólnego z władzą, a to co wiem, pochodzi głównie z miejscowej prasy. Albo z codziennych obserwacji. Ogólnie biorąc nic nadzwyczajnego. Tymczasem ostatnio zmuszony jestem do częstego tłumaczenia się, że na taki, czy inny temat nie mam nic do powiedzenia. Zatem w dzisiejszym tekście, dla psychicznego odpoczynku (mojego), nie będzie ani słowa na temat miejscowych aktualności. Wspominałem niegdyś, że pośród moich stałych czytelników jest spora grupka starszych osób, które przed laty zdobywały wykształcenie w Warszawie. Dzisiaj mieszkają w Szczytnie, ale lata młodości darzą szczególnym sentymentem. Zatem im dedykuję dzisiejszy, wspomnieniowy felieton. Dostałem w prezencie gramofon. Sprzęt współczesny, ale służący do odtwarzania tradycyjnych, czarnych płyt. I to we wszystkich używanych dawniej szybkościach, czyli trzech. Sporo takich płyt mam własnych, ale nic to wobec pięknej kolekcji jaka jest w posiadaniu Muzeum Mazurskiego. Pośród innych dawnych nagrań trafiłem na „long-play” orkiestry ulicznej z Chmielnej. Posłuchałem dawnych przebojów i odżyły we mnie wspomnienia związane z tą uliczką, a także jej orkiestrą. Bo też ktokolwiek mieszkał przed laty w Warszawie, zawsze będzie odczuwał sentyment do tego miejsca. Ulica Chmielna powstała w roku 1770. Do czasu drugiej wojny światowej przebiegała od ulicy Nowy Świat do Miedzianej.

 

 

Aby zapoznać się z pełną treścią artykułu zachęcamy
do wykupienia e-prenumeraty.